Czy jest tu ktoś, kto pamięta śniadanie ociekające tłuszczem, składające się z jaj, bekonu, skwarek, albo kawę z masłem? Ja tak i choć to nie ja wypijałam ów specyfik, to do dziś mam przed oczami swojego dziadka, który tuż po śniadaniu zasiadał przy drewnianym stole nakrytym ceratą, a w metalowym kubku z fusiarą skrzyło się żółte oko łyżki tłuszczu. DZIADEK mimo podeszłego wieku cieszył się długim zdrowiem i nienaganną sylwetką, a co ważniejsze poranny rytuał dawał mu sił do pracy.
Nie wiedzieć kiedy tradycję wyparły fit sałatki i superlight jogurty, a na salony weszły ekstremalnie szczupłe modelki, które obrazowały „nienaganną sylwetkę, zdrowie i samopoczucie”. Pytanie ile z tego obrazka to karykatura, a ile prawda i jak żywienie opierające się na samym cukrze i nabiale ma służyć zdrowiu, nie mówiąc już o wiecznie wygłodzonym umyśle.
Ciężko zachować uczucie sytości, wykonując fizyczną pracę. O wiele trudniej schudnąć, nie jedząc za dnia, napychając się przed snem. Nie da się też pominąć jakiegokolwiek elementu mikro czy makroskładnika w diecie tak, aby utrzymać dobre samopoczucie i zdrowie. Na całe szczęście nauka nie idzie w las, a naukowcy i badania dowodzą, że są sposoby na zachowanie aktywnego stylu życia, utrzymaniu dobrego stanu zdrowia, a co najważniejsze, nie trzeba przeżywać „stresu na talerzu” w obawie, że jedzenie pójdzie w dupę albo brzuch – sorry za dosłowność.
NIE MAM ZAMIARU PROMOWAC HASŁA JESTEM TYM CO JEM – BO WIEJE NUDĄ. IDĘ NATOMIAST O ZAKŁAD, ŻE „SAŁATKERSI ” NIE SĄ SZCZĘŚLIWI ŻUJĄC SAŁATĘ I SPOGLĄDAJĄC NA TYCH, KTÓRZY MOGĄ BURGERA Z SEREM.
–
Na lowcarbie – czyli mało węglowodanów, więcej tłuszczu.
Istnieje przekonanie, że historia diet niskowęglowodanowych sięga milionów lat, głównym dowodem na to jest epoka paleolitu, która to nie była bogata w produkty węglowodanowe, a źródłem energii prehistorycznych miały być produkty pochodzenia zwierzęcego, co wskazuje na zwiększoną rolę tłuszczy i białek w diecie. Największym przełomem w promowaniu diet o niskiej podaży węglowodanów, była publikacja Williama Bantinga „List o otyłości” (1863), która pokazywała mężczyznę walczącego z nadwagą. Jak wskazywał autor książki, dopiero ograniczenie spożycia nośników cukru, pozwoliło skutecznie zażegnać problem nadwagi. Kolejno w 1921 r. Wilder i Winter zaproponowali strategię żywieniową 2:1, gdzie stosunek spożycia tłuszczy był podwojony w stosunku do spożycia węglowodanów i białek (przy jednoczesnym zmniejszeniu kaloryczności diety). W Polsce najpopularniejszym nazwiskiem wskazującym na dietę tłuszczową jest Jan Kwaśniewski, polecam jego publikację „Optymalne żywienie człowieka” 10.12.979r.
Nadwaga i otyłość mają podłoże wieloczynnikowe, na które składają się zarówno czynniki środowiskowe jak i genetyczne np programowanie płodowe (sugeruję przyszłym mamom nie odchudzać się i nie głodować w czasie ciąży). W tym temacie ciekawym spostrzeżeniem posłużył się Michael Eades (lekarz):
” jeśli jesteś otyły, to znaczy, że musiałeś jeść więcej kalorii niż spalałeś. Nie sposób temu zaprzeczyć. Jednak właściwe pytanie powinno brzmieć: dlaczego? Dlaczego jadłeś więcej niż spalałeś. Na to pytanie powinniśmy odpowiedzieć i jeśli nam się to uda, zrozumiemy dlaczego tyjemy i jak temu zaradzić…”
A zaradzić można, trzeba tylko chcieć się przeprogramować, nauczyć, zmienić.
Dieta powinna być dopasowana do naszych potrzeb, powinna dawać uczucie sytości, ale przede wszystkim NIE POWINNA OGRANICZAĆ NASZEJ AKTYWNOŚCI PRZYPADOWEJ – T. Sowiński.
W dosłownym tłumaczeniu powinniśmy wystrzegać się systemów żywienia, które bazuje na samych warzywach i owocach, bo ciężko wówczas utrzymać przypadkową aktywność fizyczną , a ilość i kaloryczność posiłków powinna być adekwatna do potrzeb utrzymania funkcji życiowych oraz pracy. Co zatem powinno lądować na talerzu Kowalskiego, który chce zrzucić choć odrobinę tłuszczu? A proszę bardzo:
- jaja, całe -nie tylko białka.
- ryby.
- mięso, podroby.
- orzechy, nasiona, oliwy, oleje.
- warzywa, awokado.