Monika Kastelik

Przyjaźń „eat clean”.

Zadawaliście sobie kiedyś  pytanie co, poza czystym lenistwem/ chorobą/ brakiem czasu/ problemami prywatnymi, odwodzi Was od osiągnięcia „sylwetki marzeń”? Ostatnio coraz częściej zadaję sobie to pytanie. Z jednej strony ciężko skupić się na diecie czy sporcie gdy wisi nad nami kat w postaci lekarza, który zwiększa dawki leków, każe jeść więcej bo anemia jest zatrważająco wysoka (witamin w diecie brak, warzywa bardziej niż cokolwiek przypominają słomę, a mięso to jeden hormon), albo dolega nam jakie jeszcze gorsze zło. Ciężko też trenować jak w domu mamy przedszkole, wiekowych rodziców, którymi trzeba się zająć, albo należymy do grupy, która potrzebuje motywatora, a tego brak w pobliżu.  Inna też rzecz, że często zmagamy się z kontuzjami, które po prostu nie pozwalają nam na jakąkolwiek aktywność. WYMÓWEK JEST WIELE I ABSOLUTNIE ŻADNEJ NIE TŁUMACZĘ. STARAM SIĘ ROZUMIEĆ. Nigdy też, nie zdarzyło mi się, że posądziłam kogokolwiek o lenistwo.  To troszkę tak jak w sztuce prawa o domniemaniu niewinności dopóty, dopóki nie udowodni się winy.

Zatem, trafia mi się osoba, z którą przeprowadzam szczegółowy wywiad, zadaję sztandarowe pytania, które składają puzzle w całość. Skąd problem wagi, braku formy? Odpowiedzi są dwie:

a) winni jesteśmy my sami – z  brakiem samodyscypliny, słabym charakterem, gotowi na każdą antysportową wymówkę.

b) przyjaciele i rodzina – którzy jak diabły będą nas wodzić na pokuszenie, dokładać ziemniaczki (gotowane i pyszne) na talerz, albo marudzić, że ta Twoja dieta jest uciążliwa, a Ty nudny/a.

Jakkolwiek pierwszy powód trzeba opracować samemu, znaleźć w sobie siłę i motywację, to z tym drugim ciężko walczyć. I tak na przykład kulturyści uznawani są za najbardziej „zamkniętą w sobie sportową grupę” – skorą do największych poświęceń, poddającą się  ogromnemu reżimowi czystego talerza, imprez tylko o wodzie mineralnej, opuszczania zabawy zanim ta zdąży się rozkręcić (bo jutro klata/ biceps wiele serii/miliard powtórzeń, trening długi i męczący).

Wszystkim nam podobają się piękne, dorzeźbione ciała, każdy z chęcią zawiesi oko na okrągłych pośladkach panny FITBIKINI, albo na plecach ARNOLDA ;-). NIE POPADAJMY JEDNAK W SKRAJONOŚCI. Trenować trzeba regularnie i mądrze, ale nie ma też się co rozczulać nad przyjaciółmi, którzy zdecydowanie umyślili sobie, że popsują Twoją formę do lata. Co masz zrobić, żeby cieszyć się sobą osiągając cel na lato 2016?

ZMIEŃ PRZYJACIÓŁ -> LEKKO Z IRONią, ale jednak całkiem na poważnie. Ustal swoje priorytety, zastanów się, kto najbardziej narusza Twoje dobre samopoczucie i o ile to nie jest rodzina (z którą trzeba żyć w zgodzie i nie tylko na obrazku), to metodą „kaaaaa booom” oznajmij, że PRZYJAŹŃ MA SWOJE ZASADY I ICH NIE ŁAMIECIE, ALBO BĘDZIE TRZEBA OGRANICZYĆ SPOTKANIA. Śmiejcie się, ale tematyki bym nie poruszała, gdybym nie była świadkiem podobnych sytuacji. Inne wyjście to ustalenie wspólnych posiłków „food porn„,  gdzie każdy je co tylko chce i taka biesiada bez ograniczeń jest raz na miesiąc. Owa zasada trzyma Was razem, scala przyjaźń, idea czystego talerza żyje 29 dni w miesiącu, a forma robi się sama.

POLECAM.

 

 

Podaj ten wpis światu