Monika Kastelik

Nikt nie wie co się wydarzy w ŁEMKOWYNIE 150 km.

Każdy pisze relację po biegu, natomiast ja wynurzę kawałek góry tuż przed startem, o tym jak dużo trzeba poświęcić, żeby wystartować w ogóle.

Jeśli ciało osób trenujących siłowo jest wykute ze stali, to waleczność biegaczy długodystansowych pochodzi rodem z piekła. Nie mam innego bardziej obrazowego porównania.

Chciałabym mieć pewność, że trud przygotowań do biegu na dystansie powyżej 42,195 km jest opłacalny i że uda mi się przekroczyć linię mety. Chciałabym wiedzieć, że dotrwam najpierw do półmetka ( 80 km – przepak Chyrowa), a potem uda mi się zaliczyć metę.

NIESTETY NIKT I NIC NIE JEST MI WSTANIE ZAGWARANTOWAĆ TEGO, ŻE TAK WŁAŚNIE BĘDZIE.

Zakwalifikowałam się do startu na dystansie 150 km w ultra maratonie w górach Beskid Niski – ŁEMKOWYNA ULTRA TRAIL. Jakaż to była radość w pierwszej chwili… Organizatorzy jasno sprecyzowali, że aby dostać numer startowy, trzeba wykazać się odpowiednią umiejętnością zachowania w górach, wiedzieć jak radzić sobie ze stresem psychicznym i wysiłkiem fizycznym. Trzeba mieć ogarnięte planowanie, umiejętność poruszania się w ciemności w terenie, ogarniać gps i mapę, a przede wszystkim trzeba się poświęcić treningom. Trzeba też umieć rezygnować w razie awarii! Pomyślałam, że mogę spróbować bo lubię duże wyzwania – nie pierwszy raz przecież przekraczałam swoją strefę komfortu. Dziś pamiętam prawie każdy trening w lesie oraz zarwane noce, nie trudno też zapomnieć o tym jak ciężko było po pracy (fizycznej) założyć trepy i zrównać się z ziemią, po to tylko, żeby w dzień ZERO nie wyrzucać sobie, że jestem nieprzygotowana.

O osobach „cardiolovers” mówi się, że są aspołeczni, niestety to prawda. Pasjonaci bez siódmej klepki, tak się o nas pisze. Who cares ;-). Dlaczego? Bo ponad wszystko najważniejszy jest dla nich trening, na który trzeba poświęcić więcej czasu niż tylko 70 min na siłce. W teren trzeba dojechać, ale najpierw coś zjeść i załatwić toaletę, a dzień wcześniej spędzić abstynencki wieczór i najlepiej z nogami w górze, żeby miały siły do biegania. W terenie też spędza się często ponad 4-5h, a potem kolejno trzeba dojść do siebie, żeby w poniedziałek, lub inny dzień tygodnia nie gryźć ze złości, bo jestem zmęczona/y. I tak tygodnie, miesiące… truchtając po górach czasem wmawiamy sobie, że nam się to nie nudzi. Owszem przyroda oddaje swoją urodą i pięknem trud włożony w trening, ale potrafi też zasadzić mocnego kopa. Wywrotki na szlaku na podmokłym terenie, niebezpiecznie śliskie kamienie i korzenie, sroga mgła, a na szczytach śnieg i deszcz. Trening trzeba zrobić. No i te niezapowiedziane urazy czy kontuzje, pojawiające się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ot po prostu.  Chcesz ich uniknąć? Trenuj siłowo, ale z głową – z tym, że to kolejny czas, którego brak. Zatem walka z tym, co wybrać BIEGANIE CZY Z PLECAMI SIŁOWANIE. No a przecież wypadałoby też iść do pracy, żeby na sprzęt sportowy zarobić – ten niestety w przypadku sportów ekstremalnych nie kończy się na zakupie butów treningowych za 300 zł. Tutaj potrzebna jest odpowiednia bielizna, kompresy, skarpety, czołówka, plecak, nerka, kurtka, kije, czapki, chusty, przydałby się pulsometr … OPOWIADAĆ DALEJ? Chyba oszczędzę tego…

Zatem dziś, na 8 dni przed gwizdkiem startu (21.10 godz 00:00) przyznam, że zrobiłam wszystko co było w mojej mocy, żeby pojawić się na starcie ŁEMKO UT.  Czy dane mi będzie powąchać medal, swój, a nie kolegi?

Tego nie wie nikt. Ja natomiast wiem jedno – BOJĘ SIĘ TEGO BŁOTA.

 

 

 

Podaj ten wpis światu