Monika Kastelik

Góralka z klasą.

Nie chodzi o to, że lubię i chodzę czasem pod prąd. Nie chodzi o fakt, że twardo stąpam po ziemi. Nie staram się też niczego, nikogo tłumaczyć.  Wielbicielką tradycji stoję, szanuję i każdemu kibicuję.

Odnosząc się do gór: w terenie jest kilka szlaków, gdzie wszystkie prowadzą na jeden wspólny szczyt. Jeden dla starszych, drugi dla rowerzystów, trzeci dla biegaczy, czwarty ze  ściankami do wspinaczki. Droga prowadzi na górę i w dół, do schroniska docierają wytrwali, a na dole czekają początkujący.

Ze sportem indoor jest podobnie: każdy z nas ma/ miał/ będzie miał swój początek. Trudno się zmobilizować, wyjść ze strefy wygody, potem przyznać się do słabych stron, a dalej jest już tylko gorzej bo wyspowiadani przed trenerem musimy zacząć wspinać się na swój szczyt.

TYMCZASEM CO SIĘ DZIEJE NA SALI OBOK?

Tam „zawodowcy” „zawodnicy” prześcigują się między sobą kto da radę mocniej/ szybciej, kto da więcej – ludzka cecha współzawodnitwa. Fajnie/ nie fajnie, aaaaale niesympatycznie jest słyszeć hasła typu ” o! 30 kg, tylko tyle? U mnie tyle na kiju było 50 lat temu”… REALLY? Zapomniał wół jak cielęciem był, jak ze mną tak rozmawiasz to życzę Ci, żebyś zgubił się na szlaku.

Aktywność ma służyć społeczeństwu do poprawy jakości życia i zdrowia bez względu na to czy obierasz szlak żółty czy czarny. Bez względu na to czy droga zajmie Ci 30 minut czy 120. Każdy wybiera swoją drogę, poszukuje swoich inspiracji, obiera azymut na piwo w schronisku albo zaraz za szczytem zbiega w dół.

Po co o tym wspominam? Bo obserwując wirtualny świat bardzo nie lubie wywyższania, oceniania, ignorowania i szarpania się na siłę i wyniki bo taka jest moda. Rób sport dla siebie, bez wyników i bez parcia na szkło. Ot, co!

Podaj ten wpis światu