Weekend majowy minął i wyszło słońce! Z relacji telefonicznych, a później fejsbookowych dochodziły mnie informacje, że cała Polska wodą i burzami stoi… cóż, w sumie to u nas chyba normalne! Niestety brak wiosennej aury nie sprzyjał zbyt wielu czynnościom poza jedzeniem, piciem, spaniem, czytaniem i kontemplowaniem. Poza wyżej wymienionymi u mnie było intensywnie, tak jak sobie założyłam. No co? Mam ad/hd – utrzymywanie takiej w miejscu, grozi nagromadzeniem energii, a w konsekwencji „szaleństwem” albo awanturą ;p. Wracając do tematu maratonów i biegania, biegałam również po sklepach, coby babskie żądze zaspokoić. Poza masą bibelotów, folklorystycznych zabawek i szpargałów, odwiedziłam sklepy dla maratończyków, miłośników górskiego marszobiegu, a także biblioteki i księgarnie (no co, no co? Głowę też ćwiczyć trzeba, co nieee?) Co znalazłam na drewnianych, ręcznie struganych półkach? Cóż, cały czas temat ruchu i sportu, popatrzcie sami – pozostawię to bez komentarza (odpowiem tylko na pytanie: NIE NIE KUPIŁAM, NIE BYŁO TAM NIC, CZEGO BYM NIE WIEDZIAŁA 😉 )
A wracając do moich wspomnień z Zakopanego, wyjazd uznaję za bardzo owocny. Pytali, to odpowiadałam: „pojechałam pobiegać po nieznanych mi terenach, chcąc zakosztować innego powietrza, nieznanych mi tras i dróg, chcąc oderwać się od codzienności, rodziny i przyjaciół”.Taki to był wewnętrzny reset, chcąc wsłuchać się w swoje ja, dawałam głowie i ciału dokładnie to, czego się domagało – nawet lody jadłam 2 razy ;D” Oj, Zakopane kusi odmienną kuchnią, gdzie łosycpki, żurawinka i placki ze śmietaną – trenowałam też silną wolę… też!!!
Pojechała biegać a klepie o jedzeniu i zakupach? Dobra, liczą się fakty – proszę, oto i one – kilka zdjęć obrazujących moje dalsze przygotowania do ultra maratonów (lipiec i wrzesień 2013). Bez 3 km, ale zaliczyłam półmaraton (dlaczego niepełny? bo mi się trasa skończyła ;( dobiegając do mieszkania, nie było już gdzie/ jak iść przed siebie… pozostałam więc przy 18 km). Niemniej jednak iły były na więcej więc jestem z siebie podwójnie dumna!
Następnego dnia, chcąc się sprawdzić dzień po dniu, czego zwykle nie robię będąc w domu, uskuteczniłam bieg po Kościelisku. Trasa krótka, ale wymagająca, wyglądała następująco:
Jak pokochać bieganie jeżeli się go nie trenuje i wcześniej nie próbowało? No cóż, można podejść do tematu stricte matematycznie. Liczby same motywują, jest to jeden z moich zabiegów dyscypliny i samokontroli. Dzięki Bogu, ktoś wymyślił cuda techniki, takie jak aplikacje w telefonie lub fuelbandy i inne wspomagacze! Nie wiem jak Wam, ale mi to znacznie ułatwia trening… i ta radocha, gdy się poprawia swój rekord! BEZCENNE!
Następny bieg już w niedzielę, tym razem już po Beskidach, razem z ekipą BUT. Oby mnie tylko chłopaki nie zajechali, będziecie trzymać kciuki? Pleeease!