Obiecałam, toteż wracam z tematem lower body (ale o tym będzie na końcu).
Dyskusje na temat zdrowia i kształtu ciała trwają od lat, a kanony piękna zależne są od czasoprzestrzeni, w której się znajdujemy, ale też od klasy społecznej i indywidualnego podejścia. Czy zdrowsze jest bycie slim fit, classic natural czy oversize, nie mi oceniać, nie mniej jednak, moje wieloletnie doświadczenia w pracy z ciałem, wskazują, że pomimo trendu body positivity, nie do końca przyjmujemy zmiany związane z jego wyglądem i czasem, który lubi działać niestety na niekorzyść.
Jak zwykle, aby była jasność, nie dążę w dzisiejszej rozprawce do tego, aby kogokolwiek namawiać do zmiany podejścia, rutyny czy spojrzenia na świat. Chcę i zawsze będę neutralna w przekazie. Interesują mnie fakty, które postaram się nadpisać w sportowy program pracy nad sobą.
Zastanawia mnie dlaczego, pomimo spopularyzowanego ruchu Ciało Pozytywność, wiele osób, z którymi rozmawiam, przejawia sygnały sprzeczne z przekazywaną treścią. Czy aby nie mydlimy sobie i innym oczu faktem, że dobrze jest być tolerancyjnym, a mimo wszystko nie akceptujemy siebie? Osobiście parokrotnie wdałam się dziwną i zastanawiającą mnie dyskusję, gdzie osoba (najczęściej kobieta) mówiła, że nie akceptuje powierzchowności, że trzeba widzieć w człowieku więcej niż kilogramy, bywało, że prześmiewała osoby przesadnie dbające o siebie, po czym w niekontrolowanym zachowaniu przejawiała znaki braku akceptacji siebie. Gdyby był to odosobniony przypadek, nie starałabym się zwrócić na niego uwagę. Śmiem twierdzić, że w wielu przypadkach Body Positivity, to trend, który jest promowany, bo to modne i takie otwarte na innych, ale nadal nie umiemy akceptować siebie.
Zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie wszystko co powierzchownie ładne, jest zdrowe wewnątrz. Słuchałam ostatnio mega dobrego podcastu Karoliny Sobańskiej, która wraz ze swoim gościem rozprawiała o tym, że często osoby, które na pierwszy rzut oka są uosobieniem zdrowia, cierpiały na choroby cywilizacyjne, borykały się z kontuzjami lub też miały problemy typowe dla tych którzy za wszelką cenę chcą wyglądać (bulimia, anoreksja, depresja). Po drugiej stronie, wiele jest też takich przypadków, gdzie ludzie z nadprogramowymi kilogramami cieszy się homeostazą i świetnymi wynikami zdrowia. Nie ma tutaj reguły, natomiast regułą powinno stać się szacunek do drugiego człowieka i jego życiowo społecznych wyborów bez względu na rasę, wyznanie i dietę czy wspomniany wygląd. Poniżej, dla zainteresowanych wklejam link do jednego z bardziej inspirujących tematów Karoliny.
Mimo wspomnianego wyżej tematu, uważam, że celem człowieka, powinno być dążenie do powstrzymania czasu i zachowaniu pełnej sprawności fizyczno – umysłowej. Jestem zwolennikiem aktywności i będę się upierała, że sport służy zdrowiu, a ten, który jest utrzymywany konsekwentnie, w ramach możliwości każdego z nas, daje pozytywny obraz naszego kształtu. Szanuję i lubię osoby, które szukają dróg do poprawy swojego wizerunku lub też uprawiają aktywności, które służą zdrowiu. Mogę się mylić, ale w moim mniemaniu Body Positivity nabrało trochę formę wymówki, która promuje „lenistwo”, zatwierdza stan keep it simple. Z jednej strony człowiek uprościł swoje działania na tyle, że przypadkowy ruch nie pojawia się wcale albo bardzo rzadko i dodatkowo tłumaczy i przyzwala na stan rzeczy, który ma go osłabiać, a po drugiej stronie promuje ekstremalnie ryzykowne diety, trudne i dziwne sporty, które ze zdrową aktywnością fizyczną nie mają nic wspólnego. Gdzie jest klucz? W nurcie Body Balance -> Body Mind.
Miałam styczność z człowiekiem, który poruszał się na wózku inwalidzkim. Trenował i chyba nadal to robi 3-4x w tygodniu. Nie szukał dróg na skróty, bo wiedział i mówił otwarcie, że jeśli nie będzie sprawny, to będzie słaby i podatny na kolejne urazy, kontuzje i nie zapobiegnie niebezpieczeństwom życia. Chcieć oznacza móc i szukać swoich rozwiązań.
–
Jaki jest mój przepis na smukłe nogi?
- 1-2x w tygodniu mocna sesja siłowa w treningu oporowym przy użyciu wolnych ciężarów lub maszyn. Mowa oczywiście, treningu planowanym, postępującym i dostosowanym do możliwości. (max 30-45min).
- 2x w tygodniu trening akcesoriów, które dopinają w całość program ww. Trening ze średnią intensywnością, ale wykonany technicznie i zgodnie z zasadą treningu siłowego: technika, dobór ilości powtórzeń, czasu przerwy. Tutaj ciężar nie musi wzrastać wcale (45 min).
- 1-2x w tygodniu – aeroby, a te można zrobić idąc na zakupy z plecakiem i psem na smyczy. Jeśli dasz radę wykręcić cardio inaczej, to też zajebiście.
- Micha – nie zgadzam się, że jedząc właściwie doprowadzisz do efektu. Trzeba przede wszystkim wiedzieć ILE JESĆ, a dopiero potem CO I O KTÓREJ.
Tyle ode mnie, spadam na rower, ciao!