Nie,Nigdy!
Never!
Ná!
Niemals!
Mai!
–
Jak słyszę o operacjach liposukcji, „silokonourabiania” i plastyki dla własnego widzimisię to aż mną trzęsie! Czyż nie lepiej by było postawić na silną wolę, brak obżarstwa i co najważniejsze naturalność? Oqej, rozumiem dzisiejszy bieg ku ideałom (bo też jestem samicą, dążącą do perfekcji), ale w moim rozumieniu PIĘKNO to raz POJĘCIE WZGLĘDNE, a dwa OPERACJE UPIĘKSZANIA NIE GWARANTUJĄ ZMIANY POSTRZEGANIA SAMYCH SIEBIE, czyż nie? Samoakceptacja to najlepszy środek upiększający. Pozytywne nastawienie, miłe/łagodne usposobienie, radość wypływająca z głębi i uśmiech (dobrze, żeby był jednak biały) dają o niebo więcej niż silikon w staniku czy co gorsze w spodniach ;]
Wypadałoby zadać sobie pytanie po co my to sobie robimy? Dla siebie/ dla mężczyzn/ dla innych kobiet (niepotrzebne skreślić 😉 ).
* Jeżeli dla siebie to fajnie fajnie, but the question is, czy i na jak długo poprawi nam to humor i czy aby nie lepiej byłoby wybrać się do lekarza specjalisty, który udowodni nam, że piękno wynika z ładnego wnętrza.
* O ile lepiej jest iść na trening i popracować nad całym człowiekiem niż poprawiać tylko kawałek siebie? Nie mówiąc już o tym, że trenując usprawniamy nie tylko ciało ale i zdrowie i ducha!
… po co ja ćwiczę? Na pewno nie po to, żeby mieć ładne pośladki ;]
–
mnq