Temat aktywności fizycznej i zdrowego ruchu w odniesieniu do pracy za biurkiem/kółkiem czy na stojąco jest już tak mocno przerobiony, że mam lekką tremę podejmując tą działkę. Nie mniej jednak dzisiaj jestem szczególnie blisko tych, którzy pracują w pozycjach, które do najzdrowszych nie należą.
Usiadłam.
Nie przecierajcie oczu ze zdumienia. Usiadłam za biurkiem i siedzę tak ponad 8h dziennie. Moje stanowisko jest super wygodne, dostosowane do potrzeby organizmu. Mam ustawione wszystkie wysokości, wygodny fotel, podnóżek, dopływ światła, podparte łokcie i mam możliwość wyjść na zewnątrz złapać tlen. Wiem jednak, że nie każdy ma podobny komfort i tez nie każdy ma na tyle nadbudowane mięśnie głębokie, aby czuć się zdrowo siedząc 40h tygodniowo.
Pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie po kilkunastu dniach nowego ładu była taka, aby doprowadzić do rozruchu współpracowników i kolegów z działu. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek przyjmie pozytywnie mój pomysł. Idea wymagała NAUKI NOWEGO NAWYKU, chęci do zmian przyzwyczajeń, skróciła się przerwa na kawę (co akurat uważam za duży pozytyw). Tymczasem z mojej trenerskiej perspektywy zbudowało się większe niż do tej pory zainteresowanie metodami i technikami treningu funkcjonalnego, które są zupełnie różne niż te, z którymi jestem kojarzona od lat.
- Rozciąganie przykurczonych obszarów karku, szyi i ramion.
- Rotacje kręgosłupa.
- Stabilizacja, koordynacja, trening mentalny.
- 10 minutowy offwork dotleniający mózg.
- A dodatkowo bliższe poznanie siebie wzajemnie, uśmiech pomiędzy obowiązkami, odstresowanie.
To wszystko udało mi się wprowadzić 4 miesiące temu i jest apetyt na więcej. Oni też chcą więcej.