Monika Kastelik

KaBeeL – droga różami nie usłana

dfbg

Święta święta i po świętach” – nie ta pora roku nie ten czas, a jednak pasuje jak ulał. Jak dziecko, które z utęsknieniem czeka na czas Świąt, atmosfery i prezentów, tak ja czekałam przez pół roku na wydarzenie, które miało być sprawdzianem moich, nazwijmy to umiejętności dostosowywania się do wysiłku. Siłaczka, nie biegaczka / spinningerka, nie maratonka… a jednak mimo wszystko zdecydowałam się wziąć udział w maratonie kwalifikującym mnie do Ultra biegu po Beskidach (BUT). KBL, czyli bieg z przeszkodami, jakimi były góry, to drugi pod względem dystansu bieg w Kotlinie Kłodzkiej, gdzie łączna odległość podana przez organizatorów miała wynosić 103 km, ale czy tyle wynosiła nie wiem, bo według obliczeń uczestników od Kudowy do Lądka przemierzyliśmy grubo ponad 115 km.

Zrzut ekranu 2013-07-27 o 14.52.34

  • punkt pierwszy – przemaszero – biegłam,
  • pkt drugi – zwalczyłam swoje słabości,
  • pkt trzeci – dokonałam czegoś, co było tematem negatywnych dyskusji dla wielu moich pseudo przyjaciół.

968997_10201614917323619_187652008_n

Na etapie przygotowań wiedziałam, że bieg ma obejmować dystans 90 km, co i tak stanowiło o wiele więcej aniżeli moje treningi przygotowawcze (zrobiony max to 40 km) – ale w zasadzie, to kto mi zabroni zacząć od wysoko postawionej poprzeczki?? NOBODY!

Sooooo, lol … do not tell me what shall I do! Understood? FULL STOP.

Nie było łatwo odbijać piłeczek, ale uzbroiłam się w żelazną zbroję i w głębokim poważaniu miałam słowa dobiegające z różnych stron Świata:

Nie spróbuję nie będę wiedziała czy dam radę – brzmiały moje odpowiedzi. Poza tym ja góralka wychowana w górach, więc nawet gdybym miała pełznąć, to to zrobię!

06707f843698de6b28e59637962387d8

Do odważnych świat należy, a ja nie należę do cykorów, co siedzą w krzakach trzęsą dupami, zanim podejmą wyzwanie. Czy świat należy tylko do tych co edukowali się na Harwardzie? NIE, dzisiaj liczy się rzemiosło pracy, fach i odwaga. Powiedzmy, że mój pierwiastek ryzyka wynosił 90{4775e6573a2fa6bc03a847c520e35e1b7734a9618670d83dc1e8cc9a85668f2d} i ja to ryzyko podjęłam, wiedząc, że nic złego mi się stać nie może. Znam swoje ciało, znam możliwości i pomimo że nie mam budowy maratończyka, to…. no właśnie!.. why not?

477255_521476327890092_389201341_o

Tydzień przed zawodami moja głowa zarządziła bojkot totalny – stres, ból, gęsia skórka, rozdrażnienie – ujmując jednym słowem STRACH! Odnajdywałam siebie w sytuacjach, kiedy moje ciało egzystowało w IRONii, ale głowa była daleko poza jej granicami. Wiedziałam tylko, że brak ruchu źle (bardzo źle) na mnie wpływa… niestety trenerzy powiedzieli zero ruchu, zero seksu – „masz być głodna aktywności fizycznej, masz wystrzelić jak z procy, masz tam przeżyć i wrócić z medalem”. Podjęłam się wyzwania, chociaż już koło środy żałowałam, że nie zawalczyłam o inny wymiar „umowy”.

Obudziłam się w piątek w odmiennych okolicznościach, w innych górach, o innej gęstości powietrza, w atmosferze stanu skupienia, gdzie rywalizacja była czymś niespotykanym, gdzie jedyne co się liczyło to – doczytajcie do końca…!

impossible-is-nothing

Usłyszałam odliczanie i strzał. Zdążyłam szybko podbiec do Doroty i ściskając ją za szyję (prawie podskakując, bo ona wysoka), powiedziałam „masz to qrwa wygrać”, a w odpowiedzi usłyszałam „a Ty masz dobiec, choćby w 25 godzin” – szybka wymiana wzroku i pobiegłyśmy…”

*

Budziłam się w mroku cierpienia, budziłam się aby cukier tryumfował nad zmęczeniem, budziłam się razem z księżycem i wstającym słońcem. BYŁAM ORGANEM ORGANIZMU, KTÓRY WALCZYŁ O WYGRANĄ, ORGANEM, KTÓRY NIE WIEDZIAŁ CO BĘDZIE ZA ZAKRĘTEM!

*

Laik, nowicjusz, wariatka… co ja zrobiłam, po co to sobie funduję? – tyle pytań „DO”. Odpowiedzi nie było – był tylko ruch, ruch bolących nóg, był ruch krwawych stóp, był ruch człowieka, który ma pragnienie do spełnienia…Niesamowite uczucie, coś – czego życzę każdemu sportowcowi.

969534_10201717857257053_1128629808_n

Zrzut ekranu 2013-07-27 o 14.52.50

Jeżeli lubisz czuć ból fizyczny, jeżeli na myśl o bólu ciała next day after masz dziką „ekscytacje na twarzy”, to zrozumiesz moją pasję o bólu psyche, który pojawił się tuż po 6-ej godzinie w ruchu. To był czas mniej więcej 40-45 km, gdzie normalnie maratończyk zakończyłby bieg na mecie, ale nie MY! My mieliśmy jeszcze ponad połowę do zrobienia i to był czas, o którym słyszałam jedynie z opowieści! Matko Boska, jaki to był niesamowity stres dla głowy, która walczyła ze zmęczeniem, która motywowała lub zdejmowała z trasy zbyt słabych. A ja, ja w tym wszystkim tylko liczyłam kroki: 1,2,3,4,5,6,7,8,….100 i 100,99,98,98,97,96. Uczulali mnie, żebym nie liczyła przemierzonych kilometrów, ale nie dało się. To było silniejsze. Patrzyłam pod nogi, nie chciałam kontuzji ponad te, które miałam. Było ciemno, wzrok odmawiał posłuszeństwa. Zabawne było starcie ze spadkami cukru – na siłowni nigdy tego nie doświadczyłam, a tutaj w 20-30 minut za check pointem (gdzie uzupełnialiśmy cukier z owoców, ciastek, żelek obsypanych solą, orzechów), uczyłam się jak oszczędzać energię, jak rozgonić mgłę przed oczami, która doprowadzała do śpiączki głowy, usypiając świadomość ciała. Nie mogłam jeść dużo bo wtedy nie mogłabym biec, nie mogłam nie jeść nic, bo byłam bez paliwa → zafundowałam sobie szkołę życia.To był Hard Core.

GDY ZORIENTOWALIŚMY SIĘ, ŻE GPS-y PODAJĄ ZUPEŁNIE INNE ODLEGŁOŚCI NIŻ ZAKŁADALI ORGANIZATORZY, TO …POCZULIŚMY CIĘŻAR PORAŻKI, BO NIKT TAK NAPRAWDĘ NIE WIEDZIAŁ ILE MAMY DO KOŃCA. 10 km = 14, 15= 19, 20=25…nie było mowy o poddaniu, ale jak widzieliśmy fatamorganę nad ranem lub przy magicznym pkt-ie organizacyjnym, który oddalony od trasy o 500 metrów, ręce opadały i łzy ciekły po policzkach. Pokora. 

Na 80 km, 2 punkty kontrolne od mety, KUBA musiał wystąpić z szeregu! Płakałam. Obiecaliśmy sobie, że siebie nie zostawimy. Kuba biegł dla mnie, by moim wsparciem, był ze mną całą noc, dawał mi światło, dawał mi bezpieczeństwo. Kolejne km pobiegłam dla niego!, wyprzedzając 2 Panie dla siebie – czułam MOC, miałam SIŁĘ, chciałam skończyć. Mijały godziny, ja biegłam, łzy leciały mi po twarzy, a stopy krwawiły ze zmęczenia, ciało puchło z wysiłku, głowa …głowa odpuściła na 95 km.

Zrzut ekranu 2013-07-27 o 14.52.17

SIADŁAM NA PNIU PŁACZĄC DO SŁOŃCA, BYŁA GODZINA 15/16. NIE BYŁAM W STANIE SIĘ RUSZYĆ, NIE MOGŁAM WSTAĆ ŻEBY IŚĆ DALEJ. BYŁAM ZREZYGNOWANA. PO RAZ ENTY OTWARŁAM TELEFON, SZUKAJĄC ZACHĘTY, POMOCY, MOTYWACJI DO PRACY… wysłałam mayday w eter. Dostałam 3 wiadomości:

  • mama: Monika, Kocham Cię, zrób to dla mnie!
  • tata: już jestem z Ciebie dumny…MOJA KREW!
  • Xxx: marzenia się spełniają, Moniqa Twój plan był ukończyć – masz jeszcze 9 godzin, czołgaj się, ale idź po medal!

ZADZIAŁAŁO NA GŁOWĘ, ale nie na ciało. Podszedł do mnie maratończyk – złapawszy mnie za ramię wytarł łzy i kazał iść. Rozpłakałam się po raz kolejny, ruszyłam budząc się tuż przed metą.

Na mecie czekał KUBA i Mateusz. Obaj dumni ze mnie. A ja?, a ja ucieszona i zrezygnowana zarazem. Włączyłam 7 bieg i przebiegłam linię METY. Dostałam medal, dostałam dyplom ukończenia i gromkie oklaski. Co pomyślałam:

 

„to już koniec? Jak to?, ja chcę jeszcze….6 miesięcy się zakończyło w 21h 30 kilka minut”

 

Sportowo byłam niepocieszona, że to już koniec! Nic to – już jestem zapisana na kolejny bieg – 25. 08, Zawoja, 21 km. Zabawa.

 

Nic już sobie udowadniać nie muszę.

Poniżej prezentuję zdjęcia z najdłuższego biegu festiwalu. 7 szczytów – ponad 230 km, 56 godzin w ruchu. Ludzie pokonywali dystans w marszu zoombie – NIC NIE POWIEM, POPATRZCIE. Respect!!!!!

998875_645548985456944_488109627_n

https://www.facebook.com/DolnoslaskiFestiwalBiegowGorskich?ref=ts&fref=ts

999644_461599643936992_429866668_n

SPECJALNE PODZIĘKOWANIA DLA KUBY KARCZ ZA WSPARCIE , WIEDZĘ I PRZYGOTOWANIA DO BIEGU. GRATULACJE DLA DOROTA ŁABA ZA WYGRANĄ I SIŁĘ W NOGACH! JESTEŚCIE WIELCY!!!!!

Dream

 

 

 

Podaj ten wpis światu