Monika Kastelik

Jem Jem, NIE, nie jem!

Jak nasze ciało jest skomplikowane możemy się tylko domyślać, obserwując jak zmienia się pod wpływem choćby jedzenia 😉

Znacie problem? Głupie pytanie!

Książek napisano o tym wiele, w każdej gazecie krzyczą, co jeść, jak porcjować, jak przeliczać, czego nie łączyć. PALEOJEM NIE JEM, DIETA KWAŚNIEWSKIEGO, WEGETARIAŃSKA, NIEŁĄCZENIA.  ZGODA, też tak robiłam na początku. Kupiłam wagę kuchenną, pilnowałam wszystkiego. Nie łączyłam pewnych produktów białkowych z węglowodanami, bawiłam się w dietę praprzodków. Kuchnia stała się moim więzieniem, w którym ja byłam niewolnikiem. Brzmi groźnie?  Prawda jest taka, że wszyscy serwujemy sobie kary i nagrody, a zyskuje lub cierpi nasze ciało.

Tymczasem panuje KULT PIĘKNA. Chcemy być fit not fat. Głodówki mordercze treningi, operacje plastyczne, zabiegi kosmetyczne. Kasa, kasa, kasa. A mi się wydaje, że najważniejsza w całym tym kołowrotku zdarzeń jest SAMOAKCEPTACJA!82401868151953768YtKvpDCTc

Bez akceptacji siebie, NIGDY, cokolwiek byście nie zrobili, nie będziecie szczęśliwi. Widziałam, osoby po operacjach plastycznych, które robiły sobie zabieg upiększania, lecz bez stałego permanentnego zadowolenia ( tudzież wprowadzenia umysłu w stan uciechy), nie odnajdywali szczęścia. Przede wszystkim zdrowy rozsądek. Nie oczekujcie, to do Pań,  że będziecie mieć piersi rozmiaru DD, skoro prababcia, babcia i mama nosiły zaledwie B (no chyba, że odwiedzicie chirurga plastycznego ;p). Jeżeli Wasz kształt to  „gruszka”, to choćbyście góry przeniosły w celu zgubienia bioder ;-), to nawet w rozmiarze 32, krągłości zostaną … TAKA SYTUACJA!

female-body-types21

Co mi daje szczęście? Nie waga, która wskazuje 50 in +, nie rozmiar, który plasuje się na poziomie, który pozwala mi zachować zakupioną garderobę. MONIQA JEST SZCZĘŚLIWA, gdy ćwiczy, gdy wyzwala endorfiny, gdy podnosi poziom euforii potreningowej, oraz gdy….może jeść to co lubi i jej smakuje;-) Oczywiście powiało IRONią.

Pytana, odpowiadam. Oto moja recepta na dobre samopoczucie, fajną wagę i siłę, która jest stanem umysłu.

Przede wszystkim słucham swojego ciała: 

Kiedyś namiętnie uprawiałam treningi aerobowe, bieganie, rower – moje ciało upominało się o węglowodany. Makaron i ziemniaki wysypywały się niemalże z mojej torebki. Ładowałam ile wlezie, a w zasadzie tyle ile mi pozwolił mój dietetyk. Na śniadanie ciemne pieczywo, na drugie owoc, obiad to musowo makaron, potem porcja zieleniny z białkiem, a na kolację znów… w zasadzie to chyba były jakieś wafle ryżowe z rybą… NIE PAMIĘTAM 😉 Teraz nie wyobrażam sobie tak jadać, dlaczego? Bo zmieniając profil ćwiczeń moje ciało upomniało się o mięso..

183662491023767720w3vlffhZc

Siła idzie w parze z białkiem:

Gdy rozpoczęłam swoją „walkę” z dźwiganiem, z dnia na dzień moja głowa odwracała się od owoców (których dzisiaj nie jadam wcale!!!), na rzecz ryb, nabiału i mięsa. Dzisiaj dzień bez mięsa, choćby był piątek (upsss, przepraszam) to dzień stracony. Mój ulubiony dział w marketach to mięsny i z nabiałem… no co poradzę. CIAŁO MÓJ PAN, albo PANI ;]

Obrazek

No dobra, a  tłuszcze??

Uwzględniam, ale nie przesadzam. Oliwa z oliwek, olej rzepakowy, kokosowy, sezamowy, ryby, czasem orzechy (ale z rozsądkiem bo mogę pochłonąć kilogram jak się zapomnę). Tłuszcz, jako taka dostawka na mini talerzyku – raczej na czuja niż kulinarny pewniak.

BIORĘ GŁĘBOKI ODDECH I SŁUCHAM SWOJEGO CIAŁA. JAK NIE JEM?

Otóż nie jem świństw, czytam etykiety, nie kupuję sałat „gotowców” – pakowanych i gotowych do jedzenia, nie kupuję pieczywa wcale, staram się omijać stoiska ze słodkościami, nie kupuję soków dosładzanych, nie używam cukru… No cóż, jestem w więzieniu własnego umysłu, ale przyzwyczaiłam się do tego sposobu żywienia.

– Co więc jem?

  • nabiał stanowi 50{4775e6573a2fa6bc03a847c520e35e1b7734a9618670d83dc1e8cc9a85668f2d} mojej lodówki – sery, serki wiejskie, jogurty naturalne (do koszta wszystkie smakowe jogobelki, danony niegłody),
  • ryby – w szczególności łosoś wędzony, tuńczyk w sosie własnym i makrela. OMEGA 3 i 6 są mi niezbędne,
  • mięso – białe, lekkie, najczęściej gotowane lub grillowane,
  • warzywa – wszystkie i ile wejdzie,
  • owoce – tylko jabłka – i dlatego nie mogę się doczekać jesieni…;-),
  • pieczywo – niet, zastąpiłam je tortillami, które piekę na patelni i skrapiam wszelkimi sosami własnej produkcji (btw, Magda wczoraj zrobiłam Twoim sposobem i się zakochałam…

Tak mniej więcej, to złote zasady, które są takie moje, wyuczone i dopasowane do ciężkiego harmonogramu dnia, w którym pojawia się czasem cheat meal 🙂

Obrazek

Podaj ten wpis światu