Monika Kastelik

COVID, 2′ nd lockdown.

Wpis nie jest stronniczy i nie ma na celu uderzyć w czyjeś przekonania. Blog ma charakter wewnętrznych przemyśleń i jest z mojej strony szczery.

Odnoszę wrażenie, że wszyscy powoli zaczynamy popadać w zdrowotną paranoję co zdrowe jest, a co nam szkodzi. Czy spacer w pojedynkę pustym chodnikiem musi się odbywać się w maseczce? Czy idąc z psem na spacer po lesie, gdzie spotkam co najwyżej wiewiórki, również musi się odbyć w pełnym rynsztunku? Uważam, że nie. Spacer to prozdrowotna aktywność fizyczna, która ma służyć zdrowiu. Inaczej oczywiście będzie odbierany bieg tym samym chodnikiem w zorganizowanej, nie powiązanej więzami krwi grupie. Czy normalne jest, że idąc deptakiem i drugą stroną ulicy (więc odległość co najmniej 5 metrów dalej), starsza pani wyzywa mnie epitetem, grożąc, że naśle na mnie straż jeśli nie zasłonię ust i nosa ??!! Czy my poważnie o taką Polskę walczyliśmy? Nie wolno mi zrobić zakupów o 11:55, mimo, że nikogo w sklepie nie ma, bo pani zza lady boi się, że jak mnie wpuści, to dostanie mandat (nie jestem w grupie 60+). Dobra, dalej. Czy jeśli się przewrócę na tym chodniku i złamię rękę na oblodzonej kostce, czy też nikt mi nie pomoże, bo zsunęła mi się maseczka z twarzy ? A tak, miałam nie wychodzić z domu, przecież po 21 zakazane. Izolujmy się, dbajmy o siebie i o dystans społeczny, ale też zachowajmy choć odrobinę empatii i zdrowego, racjonalnego myślenia.

W sprawie zamknięcia siłowni po raz drugi, jestem poruszona – przede wszystkim jako człowiek, a dalej jako specjalista od zdrowia fizycznego i dobrego samopoczucia. Chciałabym tutaj zaznaczyć, że nie oceniam decyzji polskiego rządu, bo ciąży na nim nie łatwe zadanie powstrzymania rozprzestrzeniania się wirusa. Nie neguję działań prewencyjnych, bo zapewne mają i wniosą wiele dobrego w ochronie zdrowia/życia wielu osób ryzyka. Z pewnością ów zasady odprężą przeciążoną służbę zdrowia, której chylę czoła za trud pracy i energię. Ale, czy zamiast stawiać nam kratki przed nosem nie lepiej byłoby w sposób przemyślany ustanowić schemat pracy obiektów sportowych? 45 min na trening, super ograniczona liczba osób na metr kwadratowy, dezynfekcja? W sklepach jest większe ryzyko niż pod dachem siłowni (a bo to tylko mi ktoś wisiał z koszykiem na plecach w supermarkecie? I don’t think so).

Wiele tekstów sprzeciwu przeczytałam. Protesty leją się od bloggerów/sportowców/zgrupowań/drużyn, każdy podaje swoje bardzo racjonalne argumenty. Dziś o tym jak żyć zdrowiej nawołują wszystkie znane mi sportowe nazwiska. Każdy przekazuje podpowiedzi swoim podopiecznym lub obserwatorom co robić w przypadku choroby, stanów zapalnych, doradza suplementację, podpowiada na jakie badania się udać. Ciekawe jest też zjawisko, jak trenujący pytają najperw trenera, a potem dopiero idą do lekarza (przy czym nie sądzę, że jest to właściwa kolejność).

Przytaczam te przemyślenia nie jako dowody, że niewłaciwe jest zamknięcie nas w domach. Uważam jednak, że zdecydowanie brakuje tu racjonalnych kroków ze strony rządzących, bo trenujący doskonale wiedzą kiedy na trening nie przychodzić – odwołują kiedy są chorzy, do chwili rozpoczęcia ćwiczeń każdy ma maseczkę na nosie. Nikt też nie pozostawia po sobie brudnego sprzętu. Mało tego,wiele osób często wybiera takie godziny ćwiczeń, kiedy obłożenie jest minimalne (ja np trenuję zawsze o świcie, albo w niedzielę).

Ludzie, którzy regularnie uprawiają logiczną, przemyślaną i ułożoną aktywność przestają chorować. Sport to nie tylko aktywacja mięśniowa i poprawa wyglądu. Ciało trenujące, to ciało z szybszym metabolizmem spoczynkowym, ma prawdopodobnie sprawny aparat ruchu, trawienia, dotlenione komórki, silne serce, pojemne płuca, szybszą filtrację toksyn. Ciało trenujące jest odporne i silne (o ile nie jest przeciążone nadmiernym wysiłkiem, coby była jasność). Badania dowodzą, że uprawiający aktywność fizyczną szybciej radzą sobie ze stresem, normalizuje się gospodarka hormonalna, a stonowany ruch wspomaga długowieczność. Czy trzeba linkować mądrzejszych ode mnie? Nie sądzę, wiemy to wszyscy.

dalej…

Wielu z nas trenuje tylko dlatego, że coś nas ciągnie do klubu/siłowni/na basen. Dla jednych jest to miła atmosfera, dla innych możliwość porozmawiania i oderwania od codzienności. Niektórych motywuje kupiony karnet, a inni ćwiczą bo umówili się z człowiekiem i nie chcą odmawiać. Nie ważne dlaczego trenujemy. Ważne, że coś nas do tego pcha. I teraz, tak: ZAMKNIJMY SIŁOWNIE/ BASENY I WSZYSTKIE KLUBY SPORTOWE. Siądźmy na kanapie, zjedzmy kolację o 21, zarwijmy noc albo i dwie. Pogoda nie sprzyja spacerom, nie sprzyja ruchowi, sprzja tyciu i wszystkim chorobom związanym ze wzrostem wagi (już zaczął się dziwny jak dla mnie trend w interencie: #nietrenuję_cheatday, #siłowniezamknięte_pocieszamsięciastkiem) – brawo MY. Zjedzmy se wszyscy po pączuszku, codziennie. Byle do wiosny.

… A czy przypadkiem nie napisano gdzieś, że to nie COVID nas zabija, a choroby współistniejące? A jaki to globalny problem mamy w dzisiejszych czasach?

Jeśli jutro decyzja rządu pozostanie niezmieniona i nie będzie możliwości wyjść z domów na salę, a co gorsza jeśli zamkną parki/lasy, to Panie Panowie będziemy mieli poważny problem, nie tylko z rosnącym poziomem otyłości, ale też z psychiką. I tak na koniec, koleżanko/kolego jeśli tak się stanie, to zweryfikuj podaż swoich kalorii, bo ciało nie trenowane potrzebuje zupełnie innego rozkładu makro i podaży składników odżywczych. 

Podaj ten wpis światu