Minimalizm.
Nie zapomnę jak kiedyś otwarłam się przed kimś znajomym mówiąc, że czegoś nie zrobię – nie pamiętam niestety czy było to stwierdzenie rzucone w świecie biegającycg czy dźwigających trenujących, ale chyba prędzej w tej pierwszej grupie. W tej pierwszej próbce ciśnienie na osiągnięcie mety jest chyba największe. Jedni ścigają się dla siebie i z samymi sobą, inni dla przeskakiwania kolejnych levelów i kilometrów, inni dla fejmu na facebooku, a jeszcze inni stali się kolekcjonerami medali.
Superandzko. Byłam tam. Podobało mi się przekraczać linię mety kiedy, mimo, że nikt mnie nie znał to z podziwem klepał po ramieniu, wręczał medal, robił zdjęcie pamiątkowe. FAJNE TO BYŁO, ALE TO BYŁO OFICJALNE.
A za kulisami?
Za kulisami, bez względu czy był to półmaraton asfaltem czy maraton przez miasto w pełnym słońcu. Nie ważne czy błotem i przez dziesiatki godzin w mrozie, z kolanami w wodzie. Uszkodzenia ciała zawsze były podobne. Otarcia na ciele czy odciski na piętach albo między palcami u stóp to tylko 1/100 góry lodowej w destrukcji organizmu. Faktem natomiast jest, że ból fizyczny przyćmiewał ten, który leżał głęboko w głowie i może tym mocniej każda blizna na ciele traktowana jest z szacunkiem. Teraz nie biegam choć umysł często jest w terenie , a gdyby mnie ktoś spytał to odpowiem, że mimo wielu niepowodzeń na trasie, nadal lubię ekstremalne odległości. Co się jednak zmieniło o 200{4775e6573a2fa6bc03a847c520e35e1b7734a9618670d83dc1e8cc9a85668f2d} to fakt, że staranniej analizuję swoje możliwości.
- 8/10 utraconych paznokci u stóp. Odpadały same podczas biegu, albo po czasie jak się stopy goiły. 2 zerwałam sama siedząc na kanapie, kilka straciłam podczas snu. Najgorzej, że czasami przechodziłam bez paznokci w okresie lata. Klapki, sandałki u koleżanek mogłam oglądać. Nie wstydziłam się stóp, ale swoje kryłam, bo nikt by mnie nie zrozumiał.
- 2 złamane palce po kontakcie z głazem w górach. Wtedy to przez 2 tygodnie nie mogłam trenować nawet na siłowni, bo brakowało mi przyczepności.
- Zdarte udo, pachwiny, okolice pupy i pod pachami, zdarty kark i ramiona od plecaka.
- naderwany sutek od źle dobranej bielizny sportowej.
- przekręcenie kręgów w odcinku piersiowym i lędźwiowym na skutek nadmiernej pracy i rotacji odc lędźwowego, a także w wyniku zbyt silnie pracujacych rąk.
- syndrom pasa biodrowo piszczelowego.
To cena którą widziałam jak stawałam przed lustrem. Skóra lub jej wytwory są jednak do naprawienia, gorzej z wnętrzem, które regeneruje się 3x o ile nie dłużej. Ukłąd krwiotwórczy, hormonalny, sercowo – oddechowy, obciążone są na dłuugo dłuuugo po czasie od przekroczenia linii mety i to co nazywamy potocznie deloadem lub roztrenowaniem jest niezwykle istotne w kwestii odbudowy organizmu.
JA TO NAZWAŁAM MINIMALIZMEM W SPORCIE.
Czas roztrenowania to okres, z którym każdy zawodnik prędzej czy później siespotyka i niewazne czy jest to zaplanowane czy spowodowane kontuzją. Każda przerwa jest konieczna, niestety wpływa na spadek wydolności.
O roztrenowaniu w sportach biegowych dość ciekawie napisał Jakub Czaja, zatem jego wypowedź zacytuję, bo dla miłośników tego sportu będzie to przydatna dawka wiedzy.
Co jednak chciałabym abyście zapamietali i wzięli sobie do serca to fakt, że WIĘCEJ WCALE NIE ZNACZY LEPIEJ – że czasem trzeba postawić w grze na jednego konia, pchnąć w niego energię, siłę i życie, bo jest wówczas szansa, że w dobrej kondycji i zdrowiu dotrze on do mety, a może i zawody wygra.
Minimalizm w aktywnościach u mnie działa – aktualny stan w makrocyklach, które przypisałam na 2 sezony w cyklu rocznym, uważam, że da dobre rezultaty zarówno w budowaniu siły i sylwetki, a potem odprężenie i regenerację od cieżarów, rozpoczynając eksplorację w terenie.
Jak sobie tymczasem radzę dietetycznie w kwestii łączenia tych dwóch światów? O tym w następnym tekscie.